„Gdzie śpiewają raki” od Delii Owens to książka, która jest klasyfikowana jako literatura piękna, ale całości nie da się jednoznacznie określić w moim odczuciu. Język powieści jest zdecydowanie niesamowity. Zawiłości przyrody, ptaków, grzybów, bagien i wszystkiego co otaczało bohaterkę, było opisane w lekkim, poetyckim języku, wpływającym na wyobraźnię.
„Kraina może była i wredna, lecz w żadnym razie nie uboga. Na ziemi i w wodzie roiło się od najrozmaitszych stworzeń: biegających zygzakiem krabów, drepczących w błocie raków, ptactwa, ryb, krewetek, ostryg, opasłych jeleni i pulchnych gęsi. Ten, kto nie bał się grzebać rękami w szlamie, by zdobyć strawę na kolację, nigdy tu nie głodował.”
Historia prowadzi nas przez życie Kyi, dziewczyny z bagien, która odkąd ukończyła siedem lat, musiała radzić sobie sama z życiem w samotności, po tym jak kolejni członkowie rodziny opuścili ją, pozostawiając w tyle niewielką, rozklekotaną chatę. Dziewczynka karmi mewy, pływa po lagunie w niewielkiej łódce i zarabia zbierając krewetki i wędząc ryby. Razem z nią przechodzimy okres dziecięcy, zauroczenie wędkującym w pobliżu chłopcem, rozwój jej psychiki, naukę czytania i w końcu dorosłość. Kilka osób mających mniejszy bądź większy kontakt z dziewczyną, wpływa na jej rozwój i postrzeganie świata. Samotność zaciska się wokół niej i zbiera swoje plony w późniejszych latach. Natomiast drugą stroną tej historii jest śmierć chłopaka, z dobrej rodziny, będącego chlubą okolicznej społeczności. Kiedy pod wieżą strażniczą na bagnach zostaje znalezione jego ciało, śledczy za wszelką cenę chcą uzyskać odpowiedzi, a mieszkańcy z łatwością wskazują palcem na ‘dzikuskę z bagien’.
„Gdy tylko zapiszczała wiewiórka, natychmiast obracała głowę i wsłuchiwała się w nawoływania wron, gdyż był to język, który zrodził się, nim powstały słowa, w czasach, kiedy komunikacja była prostsza i jednoznaczna.”
Całość zdecydowanie wciąga i historia poza świetnymi opisami, ma również odpowiednie tempo. Sięgnęłam po książkę, po zobaczeniu zwiastuna do kręconego na jej podstawie filmu. Nie zawiodłam się i po seansie filmowym w kinie, ekranizację również mogę Wam polecić. Zakończenie spina całą historię i nie zawodzi. Jedna z lepszych powieści, które ostatnio czytałam. Wystawiłam 9/10, co jest dla mnie rzadkością :)