„Ostre Przedmioty” z klimatem ze wszech miar niepokojącym

czwartek, września 13, 2018

Chciałabym móc powiedzieć, że wiem co popchnęło mnie do przeczytania książki Gillian Flynn. Czy był to fakt, że ta sama autorka tworzyła „Zaginioną dziewczynę” – dzieło co najmniej kontrowersyjne, czy może fakt, że zainteresował mnie serial, ze znakomitą obsadą Amy Adams w roli pierwszoplanowej? Tak naprawdę nie wiem, ale zdecydowanie nie byłam przygotowana na to, co ta książka serwuje.

Nie zagłębiając się mocno w fabułę, można by stwierdzić, że powieść przedstawia historię Camille Preaker, która jako dziennikarka, zostaje wysłana do rodzinnego miasteczka, w którym doszło do morderstw dwóch dziewczynek. Bohaterka ma naświetlić temat w mediach, jako gorącą historię z dusznym, małomiasteczkowym akcentem.

Książka jest pisana z punktu widzenia samej Camille, w pierwszej osobie czasu przeszłego. I słowo, które miałam na końcu języka, zagłębiając się coraz bardziej w lekturę to niepokojąca. Chyba żaden z bohaterów nie jest tu normalny, a już na pewno nie rodzina głównej bohaterki. Kiedy młodsza siostra Camille umiera, dziewczyna tnie wymyślne słowa na swoim ciele, jest wyobcowana i bardzo trudno przebić się przez jej melancholię, rozpacz i pewien bezwład. Kobieta właściwie nie zna swojej kolejnej, młodszej siostry - Ammy, bo oschłe kontakty z matką już dawno przeniosły się w obojętność, nie ogrzewaną nawet przesłaniem kartki świątecznej. Kiedy więc nasza Camille wraca do domu w celu napisania serii topowych artykułów, wykonuje ona swego rodzaju rachunek sumienia i próbuje sklasyfikować życie, które wiodła w Wind Gap. Odruchy głównej bohaterki i zależności między nią i jej zaledwie trzynastoletnią siostrą, są chyba zbyt przerażające. Nawet fakt, że ta rodzina żyje z uboju zwierząt i sceny temu towarzyszące, nadają wręcz paskudnie ciężki klimat. Miałam cały czas wrażenie, że ta mgła i duszność, przebija w każdym zdaniu, w każdej myśli i muszę przyznać, że się tym męczyłam. Nie oznacza to, że książka była słaba czy źle napisana, ale po prostu kładła mi się cieniem na myślach i zaczęłam spoglądać z rozrzewnieniem w kierunku czegoś lżejszego, nawet jeśli przewidywalnego, to zapewne mniej wycieńczającego.

„Stałam kiedyś na skrzyżowaniu w Chicago i czekałam, aż zmienią się światła, a wtedy podszedł niewidomy, stukając laską. 
- Jakie ulice się tu przecinają? – zapytał, a kiedy nie odpowiedziałam, odwrócił się w moją stronę i powiedział: - Czy ktoś tu jest?
- Ja tu jestem – odparłam i słowa te wydały mi się niesamowicie pocieszające. Powtarzam je sobie na głos, kiedy ogarnia mnie panika. Zazwyczaj nie czuję tego, że jestem. Tak jakby mógł mnie zdmuchnąć jeden ciepły powiew wiatru i zniknęłabym na zawsze, nie pozostawiając po sobie nawet odprysku z paznokcia. Bywają dni, kiedy ta myśl mnie uspokaja, ale zdarza się też, że przejmuje dreszczem.”

Podsumowując sądzę, że niewiele tu kryminału, a dużo więcej ciężkiego thrillera psychologicznego, z zakończeniem być może lekko zaskakującym, ale chyba nie nastrajającym zbyt pozytywnie. Dla osób zafiksowanych na gatunku, które lubią mroczne klimaty, polecam zdecydowanie z oceną 6/10 i kto wie, może skuszę się nawet na filmową odsłonę tej historii.

Może polubisz też:

0 komentarze