„Jej stalker” od Lily White podnosi poprzeczkę dla powieści erotycznej

sobota, lutego 13, 2021

 

        „Jej stalker” to miała być kolejna mniej lub bardziej przewidywalna opowieść romantyczno-erotyczna z piękną heroiną i zabójczo przystojnym facetem. Trochę dramatu, niepokojących treści i ostrych scen. Nic wielkiego ani wyszukanego, a jedynie oderwanie się od codziennych zajęć, napisanym przyzwoicie czytadłem. Z takim zamysłem po tą książkę sięgnęłam i moi drodzy, Pani Lily White zaskoczyła mnie tak bardzo!

„Ona nie potrzebuje herosa, który wjedzie na białym rumaku i ją ocali. Potrzebuje złoczyńcy, żeby rozbudził herosa, który w niej drzemie.”

        Ari jest bezwzględnym zabójcą na zlecenie. Jednak pewnego dnia, tuż po wykonaniu kolejnego zadania, widzi jak córka zamordowanego mężczyzny podbiega do martwego ciała, kompletnie roztrzęsiona i załamana. Od tamtej pory, Ari staje się cieniem Adeline, która z nastolatki, zmienia się w kobietę, traci kontrolę, upada. Patrzy jak spotyka się z kolejnymi chłopakami, aby w końcu zdecydować się na zamążpójście. Czy jednak Adeline jest bezpieczna? Jakie plany ma jej stalker?

„Mówią, że gdyby można obserwować człowieka zbliżającego się do kresu zdarzeń czarnej dziury, to ten w pewnym momencie na zawsze zamarłby w miejscu, przynajmniej pozornie, bo za horyzontem staje czas. Po prostu znika. Może właśnie tak się czuję. Że nie istnieję w czasie. Że tkwię w miejscu, z którego nie ma powrotu i w którym nie da się iść naprzód.”

        Narracja w książce jest mieszana, pierwszoosobowa. Czasem otrzymujemy fragmenty w czasie przeszłym, czasem w teraźniejszym, opowiadane głównie z punktu widzenia męskiego protagonisty, rzadziej od strony bohaterki. I na sposobie pisania warto się zatrzymać, bo jest piekielnie dobry. Mamy ciekawe porównania, opisy miejsc, naprawdę płynne sunięcie przez kolejne wersy napisane językiem ładnym i wyważonym. Proza wysokich lotów charakteryzuje się większym naciskiem na detale, wnętrza i w tej książce to dostałam. Duże zaskoczenie na plus.
        Bohaterowie są bardzo wyraziści. Adeline po śmierci ojca zostaje pozostawiona samej sobie, ponieważ ciotka jest jej opiekunką prawną jedynie na papierze. Dziewczyna jest szalona, imprezuje, pije na umór, uprawia seks i ma problemy ze snem. Jest niespokojną duszą i ma nadzieje, że jej mąż obdarzy ją rodziną, uczuciem i stabilizacją. Niestety okazuje się, że kobieta wyszła za mąż za palanta, który chce się pochwalić żoną, która będzie organizowała bankiety, ładnie wyglądała i zapomni o swoich ambicjach i pasjach, podtrzymując idealny wizerunek. Ari jednak nie będzie stał bezczynnie, widząc jak kobieta, którą śledzi i obserwuje od lat, staje się cieniem pozbawionym życia. Zgłębiamy jego postrzeganie Adeline, zmianę zdania, kiedy planuje ją odzyskać i zagarnąć dla siebie, jego powolny plan wkupienia się w jej łaski. Postaci jest niewiele, ale ich charaktery, myślenie i podejmowanie decyzji jest logiczne i uzasadnione.

„Nawet kocur zostawiłby mysz, za którą lubił się uganiać, gdyby biedny gryzoń zległ mu u stóp, krwawiąc.”

        Ta książka to naprawdę petarda w moim odczuciu. Mamy tajemnicę, powolnie nawiązujące się napięcie między bohaterami i płomienny romans z bardzo dobrymi scenami bliskości. Mamy też trochę grozy, przemocy i podskórnego niepokoju. Widać, że Ari i Adeline są dla siebie stworzeni jak nikt inny. Różni, ale podobni, a ich relacja namiętna i prawdziwa. Akcja jest po prostu ciekawa, więc sunęłam po tej książce z zapartym tchem czekając na rozwój wydarzeń. Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to do generycznej okładki, która może sprawić, że ta perełka pozostanie nieodkryta dla nieświadomych fanek gatunku. Polecam bardzo i uwierzcie, że ocena 9/10 to ogromna rzadkość w moim repertuarze :)

Może polubisz też:

0 komentarze