Cechy dreszczowca i dramatu w nowej powieści Przemysława Wilczyńskiego

piątek, lutego 26, 2021


        „Dwadzieścia lat ciszy” to powieść Przemysława Wilczyńskiego, którego osobiście nie znam z poprzedniej twórczości. Wydawniczo był to jeden kryminał i opowiadanie w niedawno wydanym zbiorku, więc można powiedzieć, że trafiliśmy na autora raczkującego. Ojć miałam zaćmienie czytając opis, bo cóż, jakoś w głowie szykowałam się na kryminał, a nie koniecznie na horror.

        Raciborzem przed dwudziestu laty wstrząsnęła seria zaginięć dzieci. Sprawcy nie odnaleziono i miasto po raz drugi musi zmierzyć się z falą strachu. Po porwanych dzieciach nie pozostaje ślad, a jedyni świadkowie podają opis czarnej, złowrogiej furgonetki.

„Podobno nadzieja umiera ostatnia, to prawda, chociaż nie do końca. Ona może dokonać żywota nieco wcześniej, wtedy, kiedy pole bitwy rozbrzmiewa krzykami i jękami konających.”

        Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego, w formie krótkich rozdziałów. Każdy z nich skupia się na jednym z czterech bohaterów, których przeznaczenie połączy wokół dziwnych, niezrozumiałych wydarzeń. Mamy chłopaka, który ma zdolność wyczuwania zła, ojciec znęca się nad nim psychicznie, a koledzy wykorzystują. Mamy matkę, której życie zawaliło się przed dwudziestu laty, kiedy straciła córkę. Mamy byłego wojskowego, który żyje jak bezdomny z powodu odsiadki w więzieniu. I na koniec, wisienka na torcie – mamy psychola, który uciekł z zakładu zamkniętego, słyszy głosy i ma misję do wykonania. Wszyscy bohaterowie zostali w moim odczuciu dobrze przedstawieni, ich życie, motywacje, działania i uczucia, miały swoisty sens i nie wywodziły się z niczego. A nasz świr, może to głupie, ale czekałam na jego rozdziały, bo miał w sobie taką pierwotną prostotę, czyste szaleństwo napędzane nieznanym celem i nierzadko potrzebami ciała. Zupełnie prymitywne, zerojedynkowe zachowanie, ciekawie opisane, za co brawo.

„- Co robimy?
- Jedź – polecił.
- Bałam się, że to powiesz.
Wzruszył ramionami.
- Mogłaś nie pytać.”

        Jeśli weźmiemy pod lupę rozwój fabuły to już nie będzie aż tak kolorowo. Miałam wrażenie, że zło czające się w czarnej jak smoła ciężarówce ma większy potencjał i powinno być bardziej „teatralne” i wręcz niemożliwe do skontrowania. Chyba liczyłam na jakieś totalnie negatywne, krwawe zakończenie. Nie do końca to dostałam, ale nie było znowu tak źle, chyba po prostu za prosto i jakoś niezbyt strasznie. Okładka ładnie skomponowana i dopasowana do treści. Całość sama w sobie nie jest zła, jeśli lubicie studium charakterów i niezłą narrację, skupioną na bohaterach. Takim osobom polecam i wystawiam 6/10.

Może polubisz też:

0 komentarze