„Błękitne wstążki dróg” jako próba interpretacji powieści dystopijnej

poniedziałek, lutego 11, 2019


„Błękitne wstążki dróg” to debiutancka powieść Pani Katarzyny Wenty-Mielcarek. Zdecydowałam się objąć ją patronatem medialnym ze względu na opis treści, jednak moje oczekiwania dość mocno rozminęły się z aktualnym kształtem lektury.

Historia Joanny, mieszkającej w Strassburgu, w latach 50-tych XXI wieku, jest podzielona na trzy części. Pierwsza z nich, o której wspomina opis oficjalny, dotyczy głównie pracy bohaterki, która dusi się w codzienności i nie potrafi przeciwstawić niewłaściwej atmosferze w otaczających obowiązkach. Czuje się zaniedbana, pominięta przez szefa, ignorowana bądź prześladowana przez współpracowników. Między wierszami odnajdujemy też pewne aluzje do ukształtowania świata, w którym panuje strach przed terrorworsami wywodzącymi się od terrorystów, którzy masowo porywają małe dziewczynki.

Wydaje mi się, że potencjał książki został zupełnie niewykorzystany. Bohaterka opowiadając w pierwszej osobie o swoich odczuciach i przemyśleniach podaje zwroty, takie jak „Uważna”, „Zastojona” itp., ale nie wiemy czy chodzi o grupę ludzi o charakterystycznych cechach, jej podział społeczeństwa, czy o co konkretnie? Informacje o zmianach kulturowych oscylują wokół kultu kobiecego, demonizowania indywidualności jednostki i karania aborcji. Naprawdę zauważyłam nieciekawy trend z popadaniem ze skrajności w skrajność. Raz mamy kobiety sukcesu, matki, a potem stłamszone niewiniątka i cały obraz jakoś do końca mi się kleił.

„Ściąć jej głowę” – jak to mówi Królowa do Alicji w Krainie Czarów. Poczułam spadającą gilotynę.

Jeśli chodzi o główną bohaterkę to chyba kompletnie nie rozumiem ani jej samej, ani kierujących nią pobudek. Raz zachowuje się jak nie potrafiąca sobie z niczym poradzić mimoza, a innym razem super kobieta o prawie nadludzkich mocach. W pewnym momencie wykazała wprawdzie determinację, jednak w budowaniu postaci było to dla mnie ciupkę za mało. I chyba najgorszy element układanki, to wrzucone na chwilę postacie, które wypowiedziały kilka urywanych zdań, a nic byśmy nie stracili, gdyby zupełnie zniknęły.

Cóż mogę powiedzieć, chyba nie był to najszczęśliwszy wybór weekendowej lektury. Przy tej chaotycznej historii w stylu powieści dystopijnej, myślę że zwrócę się ku autorce, która jednak ma przed sobą trochę pracy. Większe skupienie się na budowaniu spójnych charakterów, mniej losowej akcji i bardziej rozbudowanych wątków. Będę spoglądała w kierunku Pani Katarzyny, a nuż mnie posłucha. Dzisiaj daję 5 z plusem na 10, ale głównie ze względu na sporą dozę sympatii dla Wydawnictwa i poniekąd na zachętę.

Może polubisz też:

0 komentarze