„Cisza” zawierająca w sobie dramatyczną trylogię

czwartek, stycznia 17, 2019


Siedzę przed ekranem komputera i obmyślam co powinnam napisać o „Ciszy” Alicji Masłowskiej-Burnos i mam niejasne wrażenie, że będzie to jedna z najdłuższych recenzji jakie popełnię. Zwykle kiedy jestem pod wrażeniem jakiejś książki i bardzo mi się ona podoba, idzie szybko, bo wystarczy kilka ochów i achów, żeby było wiadomo o co chodzi. Jednak przy książkach niejednoznacznych jest już dużo trudniej, bo więcej czynników trzeba ‘rozbebeszyć’, żeby uzasadnić ostateczną ocenę.

Historia Mai jest nam ukazana w momencie kiedy kobieta zmienia pracę, przeprowadza się do wielkiego miasta, żyjąc w wirze perfekcjonizmu i czasu zaplanowanego co do minuty. Kiedy poznaje Adama, miłość zaczyna lekko zmieniać jej priorytety, jednak na wierzch wychodzą emocjonalne problemy kobiety, która ponadto zostaje uwikłana w sieć układów, przekrętów i poważną sytuację kryminalną.

Nie chcę zbyt wiele zdradzać z fabuły, jednak już w opisie wydawnictwa pojawia się określenie psychologiczno-kryminalna i thriller. Uwielbiam kryminały i thrillery, dlatego właśnie się na nią zdecydowałam, jednak określanie jej w ten sposób jest zrobione w moim odczuciu, zdecydowanie na wyrost. Co więcej, w tej książce, na 745 stronach, mamy tak naprawdę wydaną w jednym tomie „Trylogię ciszy” pani Alicji Masłowskiej-Burnos. I w opisie pierwszego tomu tejże trylogii jest uwzględnione zaszeregowanie jej jako dramatu psychologiczno-erotycznego z elementem kryminału. I chyba dramat jest tu mimo wszystko słowem kluczowym, ponieważ większość akcji jest opowiadana z punktu widzenia głównej bohaterki, w pierwszej osobie czasu teraźniejszego.

Uważam za stosowne odniesienie się do każdej z części bądź tomów, zupełnie osobno, skoro patrzyłam na nie również przez pryzmat tworów rozdzielnych.

Pierwszy z nich „Nie wchodź w moją ciszę” dopiero wprowadza akcję, przedstawia bohaterów i skupia się wokół pracoholizmu głównej postaci i relacji która zawiązuje się pomiędzy nią, a Adamem, nowopoznanym mężczyzną. Jest tu może element erotyczny, jednak jakaś sztuczność i nadmiar sielanki, wkrada się w tą relację i nie mogę się nie zastanawiać, jak to się dzieje, że prawie każda książka ma bogatego amanta, udzielającego się charytatywnie i chcącego z miejsca budować pomniki głównym bohaterkom. Nie znam też mężczyzn, którzy wiecznie mówią do swoich kobiet zdrobnieniami w stylu śliczności, piękności, a wydawało mi się że mam w sobie nutkę romantyzmu, jednak uważam, że wszystko musi mieć swój umiar. Jest w tej części zawiązana, wręcz liźnięta intryga kryminalna, jednak zajmuje tak niewielką przestrzeń, że byłam bardzo zawiedziona. Opisy uczuć bohaterki są niezwykle obszerne, a ilość przedstawionych w sposób prozaiczny czynności mocno mnie przytłaczała, bo dałabym radę wyobrazić sobie Maję, bez wiedzy, że ma na sobie szkarłatną garsonkę i czarne szpilki od Lauboutina, które wybierała ponad kwadrans. Rozumiałam zamysł, ale po trzecim powtórzeniu tego zabiegu, było to dla mnie za dużo. Oceniłam na 6/10 i z niemałymi problemami przeszłam dalej.

Kolejny tom „Odprowadzam ciszę”, skupia się nad posklejaniem relacji Mai i Adama po tragedii, która ich spotkała. Niestety kompletnie nie przypadła mi do gustu ta część i już spieszę z wyjaśnieniami. Znajdował się w niej wątek związany z ciążą i nastąpił pewien irytujący moralizatorski ton, który nieodzownie kojarzy mi się z prozą Paulo Coelho. Mianowicie wszystkie życiowe prawdy uniwersalne, są nam podawane wielokrotnie wprost, jak do nierozgarniętego dziecka, któremu trzeba pewne rzeczy po kilka razy powtarzać, bo inaczej nie zrozumie. I tworzy się z tego piękna baza wiekopomnych cytatów, ja jednak wolę czasem się nad czymś zadumać i sama ocenić, niż otrzymać na tacy, w dodatku w tak łopatologiczny sposób. Kolejna sprawa to rozdźwięk jednego konkretnego przesłania, które doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Wielokrotnie pada tam bowiem stwierdzenie, że dopiero poczęcie i urodzenie dziecka, sprawia że jesteś prawdziwą i spełnioną kobietą. No jasne, czyli kobiety które nie mają tego wewnętrznego pociągu do macierzyństwa są wybrakowane i powinny zalewać się łzami w swojej nieszczęśliwości. Nie zgadzałam się z tym kompletnie, bo wielokrotnie z różnymi kobietami na ten temat rozmawiałam i posiadanie dziecka nigdy nie będzie się w mojej głowie równało byciu szczęśliwą i spełnioną, bo każdego uszczęśliwia coś innego i nasze wewnętrzne życie to sprawa indywidualna. Oceniłam na słabe 5/10 i z niewielkimi oczekiwaniami przeszłam dalej.

Ostatni już tom, zatytułowany jest „Osobliwość ciszy” i w nim wreszcie otrzymujemy trochę więcej prawdziwszych moim zdaniem emocji, mocniejsze uderzenie intrygi kryminalnej i dobre wyważenie całości. Wreszcie mogę napisać, że się wciągnęłam i zaczęło mi się podobać. Zakończenie też całkiem przyjemnie wypadło, chociaż zrezygnowałabym z tych sporadycznych, metafizycznych odniesień. Tą część oceniłam na 7/10, więc w rozrachunku, całość plasuje się gdzieś w okolicach 6/10.

„To człowiek dokonuje wyboru, to człowiek za ten wybór odpowiada, czasem płacąc zbyt wysoką cenę.”

Całość skusiła mnie opisem, trochę nietrafionym i ładną okładką. Jednak ta objętość jest porażająca i stąd czytałam ją aż 5 tygodni. Nie zabierałam jej ze sobą do torebki, a najczęściej czytam w drodze do pracy, z pracy, jadąc do domu rodzinnego. Niestety w tym przypadku musiałam znaleźć i wygospodarować mój czas 'domowy', co nie było wcale łatwe. Sądzę więc, że książka wydana w ten sposób i niejako ‘zbierająca’ trzy inne książki, nie straciłaby na skróceniu kilku niepotrzebnych opisów i usunięciu powtórzeń, które gdzieś krążyły, czy to w odczuciach bohaterki, czy samym tłumaczeniu akcji. Więc polecam czy nie? Skłaniam się na tak, ale jedynie jeśli lubicie dramaty, wątki obyczajowe i przewagę rozbudowanych opisów nad dialogami, bo licząc na trzymający w napięciu thriller czy kryminał, sądzę że możecie się zawieść.

Może polubisz też:

0 komentarze