„Zabójczy kusiciel”, który nie pozwoli Ci odejść

poniedziałek, grudnia 28, 2020


        Zanim zabrałam się do pisania recenzji, musiałam zrobić czytelniczy rachunek sumienia. W tym celu weszłam na stronę zadedykowaną Kristen Ashley i okazało się, że „Zabójczy kusiciel” to moja szósta książka tej autorki, co dla mnie jest wynikiem niecodziennym. W literaturze romansowej z nutką erotyzmu, zazwyczaj doszukuję się negatywów i dryfuję w kierunku przetestowania czegoś innego. Jednak z Panią Ashley zostaję na dłużej i zaraz zamierzam powiedzieć Wam dlaczego.

„Serce zatrzymało mi się na chwilę i poczułam coś dziwnego, dobrego i nieprzyjemnego zarazem. Strach i nadzieję.”

        Jules Lawler jest pracowniczką opieki społecznej, bardzo skupioną na dzieciakach, które trafiają na ulice. Po utracie jednego z podopiecznych, postanawia wytoczyć ciężkie działa w walce z handlem narkotykami. Kiedy jej poczynania zaczynają przynosić nieodpowiednią sławę w pewnych kręgach, na ratunek przybywa Vance Crowe, pracownik Nightingale Investigations, świetnie wyszkolony, przystojny rdzenny amerykanin, któremu waleczna Jules kompletnie zawróciła w głowie.

„Walczyłam, przysięgam, że tak było, ale trzymał mnie za nadgarstki przy głowie i zaczął całować. Szarpałam się, ale nie dałam rady. Chciałam z tym walczyć i… przegrałam.”

        Książka w znaczącej większości jest pisana z punktu widzenia Jules, w pierwszej osobie czasu przeszłego. Uczucia kobiety są ukazane poprzez „emocjonalnego rottweilera” co jest nie tyle komiczne, co zdecydowanie irytujące. Dwudzieste nawiązanie w stylu „rzuciłam mu soczysty stek, żeby się uciszył, a ja mogła całować Vance’a” było dla mnie raczej prośbą o skierowanie na leczenie psychiatryczne niż śmieszną anegdotą. Od razu mam przed oczami wewnętrzną boginię z trylogii o Greyu (o zgrozo!). To coś ‘wewnętrzne’, co do nas mówi i decyduje o zachowaniu jest dla mnie przejawem braku zdolności opisywania uczuć w sposób spójny. Pod koniec książki rottweiler stał się słodkim mopsem, jakby czytelnicy byli niepełnosprytni i nie potrafili w inny sposób ogarnąć zmiany podejścia bohaterki. Jeśli chodzi o samca alfa to jest trochę nietypowym gościem i mimo, że włamuje się do domu Jules i mówi o niej ‘Moja’ przy każdej okazji, to przynajmniej nie godzi się na gierki i daje jej czas na ochłonięcie. Podejście inne niż w poprzednich tomach, w których słowo ‘zerwanie’ po prostu nie istniało dla głównych bohaterów, ale cóż, może i ta przerwa wyszła Vanco’wi bokiem. Na obrazku bowiem pojawia się Luke jako idealne dopełnienie trójkąta. Kolejny superprzystojny koleś w walce o serce naszej heroiny. Chyba główna para jakoś mnie nie przekonywała, a Luke nie mając od początku żadnych szans (nasza bohaterka zakochała się wszak na zabój po pięciu dniach), wcale sytuacji nie poprawił. Postacie drugoplanowe jak zawsze barwne, a przede wszystkim Daisy, żona bossa mafijnego uwielbiająca róż i Tex, brodaty facet, który zapewni opiekę waszym kotom i zaparzy świetną latte, dodają uroku i wypełniają inne niedociągnięcia.

„Stąpałam po kruchym lodzie. I cholera, nie miałam zamiaru znowu się pod nim znaleźć. Tam było zimno. Można było zmarznąć na kość.”

        Ogólnie rzecz ujmując, jest to chyba najsłabsza do tej pory odsłona serii „Rock Chick”. Dzieje się tak głównie dlatego, że szybkie akcje i niebezpieczeństwo, które towarzyszyło bohaterkom z poprzednich części, jakoś mało przekłada się na postać Jules. Otrzymujemy jedną szybką, poważną akcję dopiero na koniec, ale emocji w tym jak na lekarstwo, przynajmniej dla mnie. „Zabójczy kusiciel” ma więc w sobie więcej zawirowań miłosnych, a jakby mniej akcji na którą w tych książkach czekam. Nie zrozumcie mnie źle, ta akcja jest zazwyczaj mocno naciągana i bohaterzy zawsze wychodzą z niej obronną ręką, ale mimo wszystko jest to element wyróżniający Kristen Ashley od innych autorek piszących w podobnym klimacie. Uważam, że jeśli lubicie miłosne zawirowania, pościgi, porwania i tego typu historie, to polecam od razu udanie się do tomu 2 ("Zmysłowy anioł stróż") i 3 ("Od pierwszego wejrzenia"). Te dwa polecam z czystym sumieniem, a jest pewna dowolność w czytaniu, jako, że osobno te książki też się bronią i nie stracicie na historii. Tym razem ocena to 5/10.

Może polubisz też:

0 komentarze