„Dobre Miasto” kryminałem ciężkim, brudnym i mrocznym

wtorek, marca 19, 2019


„Dobre Miasto” przyciągnęło mnie przy okazji przedpremierowej akcji reklamowej. Mariusza Zielke nie znałam z innych publikacji, ale sama fabuła wydała mi się ciekawa, a okładka starannie wykonana. Jednak już chyba po pierwszych kilku rozdziałach wiedziałam, że będę miała niesamowity problem z oceną.

Małgorzata jest dziennikarką, która prowadzi bardzo dziwne życie. Właściwie odcięta od przeszłości, nieszczęśliwa w związku i skomplikowana, otrzymuje przydział do zbadania głośnej sprawy porwania i morderstwa. Wraca do Dobrego Miasta, miejsca w którym dorastała, żeby rozgrzebać własne demony i przy okazji odświeżyć pamięć o rozkładzie tamtejszej społeczności. Z pozoru prosta sprawa ma coraz więcej zagadek, niedopowiedzeń i wątków. Kto jest winien i czy skazani są jednoznacznie źli aż do szpiku kości?

Mamy do czynienia z dwiema przeplatającymi się narracjami. Rozdziały Małgorzaty są pisane w pierwszej osobie czasu przeszłego, a te z poziomu przestępców, w trzeciej osobie. Już z tego miejsca zapewne się domyślacie, że raz otrzymujemy wątki związane ze śledztwem dziennikarki, a raz wspomnienia i sytuacje z udziałem mężczyzn oskarżonych o zabójstwo. Z początku sądziłam, że mamy żałować biednych chłopaków, doświadczonych przez życie, bitych, poniżanych, dorastających w patologii i jakoś ich usprawiedliwiać. Jednak nie taki był chyba zamysł autora. Dzięki spojrzeniu na rozwój osobisty tych ludzi, mogliśmy poznać motywy ich działań i najskrytsze przemyślenia, co było dobre i dawało pewniejszy obraz sytuacji. Co do głównej bohaterki to nie polubiłam jej zbytnio. Swoją pracę wykonywała dobrze i rzetelnie, ale nie widziałam w niej prawdy, ani w zachowaniu, ani w motywacjach, co utrudniało odbiór. Niestety wszystkie postacie, nawet pokazane na sekundę, są tutaj tragiczne, złe, niezrozumiałe i stłamszone. Nie ma ani jednej oznaki prawdziwego, prostego szczęścia, a jedynie pogoni za pieniądzem, układów, układzików i wybicia się za wszelką cenę.

„Demony tylko czekają na okazję by z nas zakpić. By ośmieszyć nadzieję na lepsze jutro.”

Brud, smród, bezprawie i zgnilizna. Nic miłego, ale takimi epitetami jestem w stanie określić wydźwięk samego Dobrego Miasta. Całość jest naprawdę mroczna, przytłaczająca, nie pozostawia marginesu na nadzieję. Pierwsza połowa książki trochę gorsza, mniej uporządkowana, podczas gdy druga połowa broni się dużo lepiej. Rozdziały kończą się w miejscach zaskakujących i mnożą pytania, na które już teraz chcemy znaleźć odpowiedzi. Prawie pięćset stron niewielkiej czcionki, ale mnie to zmęczyło, znużyło, bo za dużo chyba tego zła i ciemności. Wydaje mi się, że klimat mocno przypominał „Ostre przedmioty” Gillian Flynn i nawet obie te książki mają wątek dziennikarki z problemami, która za motywem zbrodni wraca do rodzinnego miasta.  

Komu polecam? Chyba osobom, które lubią drobiazgowe, powolne śledztwa, bazujące na przesłuchiwaniu świadków i poszlakach. Ponadto pamiętajcie, że mroczny i depresyjny klimat nie jest dla każdego. Daję 6/10 i żałuję, że "Dobre Miasto", w istocie jest jedynie DOBRE. Co ciekawe, jest to również jedyne słowo, które pozostało na okładce, bo czerwone, połyskujące litery na wydaniu papierowym, zwyczajnie się wytarły. Oj, nieładnie.

Może polubisz też:

2 komentarze

  1. Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki :)
    Pozdrawiam, Eli https://czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z pewnością nie jest książka dla każdego :) Pozdrawiam :*

      Usuń