„Egomaniac” Vi Keeland – lekki romans przez duże R
poniedziałek, września 03, 2018
Czasami zdarza mi się taki melancholijny czas, kiedy mówię sobie, że jest mi potrzebny zastrzyk miłosnych uniesień. Sięgam wtedy po romans i mam wrażenie, że w tym gatunku literackim, coraz częściej można otrzymać zupełnie coś przeciwnego, niż to, czego oczekujemy. Po fenomenie "50 twarzy Greya", co druga książka jest przeładowana ordynarnymi scenami erotycznymi, przez co na zawiązanie prawdziwej więzi między bohaterami, po prostu brakuje już miejsca. W tym kontekście otrzymujemy płaskie, puste bohaterki, których jedynym marzeniem jest tysiąc orgazmów i facetów, zainteresowanych jedynie seksem. Słabe, nudne i puste to wszystko niczym wydmuszka. No ale nie przedłużając, wgryźmy się w naszą dzisiejszą lekturę.
Po "Egomaniaca" sięgnęłam z lekką dozą niepokoju, że zostaną mi zaserwowane puste sceny i postacie, ale na szczęście okazało się, że ta historia ma sporo do zaoferowania.
Drew wraca z wakacji i okazuje się, że pewna zadziorna Pani Psycholog, zaczęła bezprawnie okupować jego biuro. Prawnik od rozwodów i psycholożka ratująca związki to para iście wybuchowa, tym bardziej, że przez pewien czas decydują się na pracę pod jednym dachem.
Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, jednak w przeszłości Drew była obecna żona i syn i te wątki są zdecydowanie ważne. Miłość rodzica i poczucie zdrady to z męskiej perspektywy elementy tła powieści. Jeśli chodzi o główną bohaterkę, Emerie, jej historia, jest trochę mniej fascynująca i skupia się wokół platonicznej miłości do mężczyzny poznanego na uczelni, za którym dziewczyna przeprowadziła się do Nowego Jorku. Chemia pomiędzy bohaterami i ich słowne przekomarzania, są bardzo dobrze napisane dając prawdę stwierdzeniu, że 'kto się czubi, ten się lubi'.
Rozdziały są pisane zarówno z punktu widzenia Drew, jak i Emerie, w pierwszej osobie czasu przeszłego. Całkiem przyjemnie się to czytało i nie mogłam wyjść z podziwu, że ta historia tak mnie wciągnęła. Sceny erotyczne nie były zbyt przesadzone, ale między naszą główną parą zdecydowanie iskrzyło i relacja łóżkowa grała dużą rolę. Jak w tytule recenzji, jest to romans przez duże R, ponieważ widać, że miłość rozwija się stopniowo, kiedy bohaterowie się poznają i ich przeszłość wpływa na tworzące się między nimi więzi. Poza tym oboje są ambitnymi i dobrymi ludźmi, co również miało dla mnie spore znaczenie. Nie ma tu wielu zaskoczeń i często jest przewidywalnie, ale chyba w takich książkach, zawsze czekamy na happy end. Polecam i zostawiam tą pozycję z oceną 7/10 :)
0 komentarze