„Projekt Hail Mary” zrobił mi smaka na Sci-Fi

czwartek, czerwca 24, 2021

 

        Andy Weir jest autorem „Marsjanina”. Książki nie czytałam, ale film mi się podobał. Wprawdzie nie jestem ani znawcą, ani nadmierną fanką literatury sci-fi, natomiast jeśli opis książki jest zachęcający, to jej zaszeregowanie w gatunku nie ma większego znaczenia. I tak oto zaczęłam czytać „Projekt Hail Mary” and boy, it was a ride.

 

„Tak oto doszło do pierwszego nieporozumienia między ludzkością, a inteligentnymi formami życia z kosmosu. Cieszę się, że mogłem przyłożyć do tego rękę.”

 

        Ryland Grace budzi się ze śpiączki w bardzo dziwnym pomieszczeniu, nie pamiętając jak się tam znalazł i co się dzieje. Już pierwsze ogarnięcie wzrokiem otaczającej go rzeczywistości wydaje się złowieszcze, ponieważ na pozostałych dwóch, owalnych łóżkach, spoczywają zwłoki jego towarzyszy podróży. Z czasem dowiadujemy się, że mężczyzna znajduje się na statku kosmicznym, lata świetlne od ziemi, a misja w którą jest zaangażowany, ma za zadanie ocalić ludzkość. Wszystko wydaje się trudne i przytłaczające do momentu nawiązania kontaktu z innym statkiem, który nieprzypadkowo znalazł się w tej części galaktyki.

 

„Kiedy alternatywą jest zagłada całego naszego gatunku, wszystko staje się bardzo proste.”

 

        Książka jest pisana z perspektywy Grace’a w pierwszej osobie czasu teraźniejszego, co jak wiadomo ma swoje wady, ale w tym przypadku nie raziło nadmiernie. Mamy przeskoki czasowe do okresu przed misją, podczas gdy Doktor Grace po prostu uczył w szkole, a następnie całą spiralę zdarzeń, która doprowadziła go do udziału w ekspedycji. Z drugiej strony próby ocalenia świata, zrozumienia podstaw misji czy przypomnienia sobie jej celu, stanowią mocne tło całej książki. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale oprócz naszego głównego bohatera, mamy oczywiście „obcego” z drugiego, tajemniczego statku, który wspólnymi siłami chce odkryć sposób na uratowanie swojej planety. I samo stworzenie takiej postaci, jej wyglądu, sposobu postrzegania świata, porozumiewania się, jest niesamowitą rzeczą, którą otrzymaliśmy od autora. Interakcje, różnice, a nawet podobieństwa pomiędzy dwoma różnymi gatunkami, które mogą dobrze ze sobą współpracować, sprawiała, że książka była tak dobra. Ta więź przyjaźni to miód na moje serduszko.

 

„Po chwili ogarnia mnie senność. Jakoś nieswojo mi zasypiać, kiedy nikt przy mnie nie czuwa.”

 

        Przez całą książkę, o czym warto wspomnieć, mamy do czynienia z pojęciami naukowymi, przeliczeniami i wyjaśnianiem skomplikowanych zjawisk. Wszystko jest spójne, ale dla kogoś kto nie podziela smykałki do przedmiotów ścisłych, niektóre ustępy mogą się wydać męczące. Do fabuły autor wrzucił wiele zwrotów akcji i niebezpieczeństw, które sprawiały, że na chwilę zamierałam i dodawały dynamiki, przeplatanej ze spokojniejszą narracją. Czytałam tą książkę mega długo, a mimo wszystko prawie przez cały czas bawiłam się z nią znakomicie. Myślę, że warto jeśli tematy podróży kosmicznych was interesują, śledzicie odkrycia NASA z zapartym tchem i śnicie o własnym kosmicznym kombinezonie ;) Ode mnie dostaje solidne 8/10.

Może polubisz też:

0 komentarze