„Kolory zła. Czerwień” - debiutem wpisującym się w kanony gatunku

sobota, września 07, 2019


„Kolory zła. Czerwień” Małgorzaty Oliwii Sobczak to kryminalny debiut literacki autorki, który zdecydowanie niczym nie odstaje od twórczości dinozaurów gatunku.

Na plażę w trójmieście wypływa ciało młodej kobiety, która utonęła. Wystarczy jednak jeden rzut okiem na zwłoki, żeby śledczy nabrali pewności, że nie doszło do nieszczęśliwego wypadku, a okrutnej zbrodni. Co więcej, siedemnaście lat wcześniej, inna dziewczyna zginęła w ten sam sposób. Prokurator Leopold Bilski wsiąka w sprawę dziwną i skomplikowaną. Potencjalny seryjny morderca, narkotyki, mafia, a wokół tego cień szanowanej rodziny z Panią sędzią na czele. Czy zegar tyka w oczekiwaniu na kolejną ofiarę?

Książka jest pisana w trzeciej osobie czasu przeszłego i skupiona wokół dwóch linii czasowych. Dostajemy więc wgląd na życie i kłopoty w jakie popada w latach osiemdziesiątych pierwsza ofiara okrutnej zbrodni i obecną oś akcji, mówiącą o zmaganiach prokuratury z nową sprawą. Dostajemy nie tylko obraz życia dziewczyny, jej marzenia, trudne sytuacje i wybory, ale również odczucia i zmagania osób wokół niej skupionych. To budowanie, na bazie okoliczności i powiązań między postaciami, bardzo przysłużyło się książce. Możliwość śledzenia dwóch linii czasowych pozwoliła tworzyć domysły i wstrzymywać oddech w odpowiednich momentach. Z drugiej strony w akcji obecnej nie dostajemy zbyt dużej dozy oceny życia Prokuratora, który jest osią główną śledztwa. Jego pomocnicy są właściwie jedynie wspomniani i nawet jeśli Leopold jest standardowym singlem, skupionym na pracy, to nie można było odczuć nadmiernej schematyczności. Wydaje mi się, że dzięki tej neutralności, ani nie oceniałam bohaterów, ani im nie kibicowałam, a skupiałam się raczej na zagadce i akcji.

„Współczuła mu! Koszmar. Nie ma nic bardziej obraźliwego dla honoru mężczyzny niż współczucie kobiety. Dowód absolutnej porażki.”

Całość całkiem dobrze się broni, ale wydaje mi się, że momentami było aż nazbyt łatwo. Pod koniec chyba liczyłam na trochę lepsze wejście w zamysł zbrodni i jej psychologię, a Leopold popełnił kilka niewybaczalnych błędów. Ciekawe jest natomiast spojrzenie na prokuraturę w obecnych czasach jako organ podporządkowany opinii publicznej, który bazując na miałkich dowodach, wystawia oskarżonego do oceny sądu, od której umywa ręce.

Daję 7/10, jestem na tak i jeśli to dopiero debiut, zastanawiam się co czeka nas dalej :)

Może polubisz też:

0 komentarze