„Pchła” Anny Potyry to całkiem przyzwoity kawałek rodzimego kryminału

czwartek, lipca 25, 2019


Anna Potyra to debiutująca autorka, która na swoim koncie ma kilka historii dla młodszego czytelnika i jedną, z opisu wnioskując, komedię omyłek. Jak sami rozumiecie, podejście do kryminału jest w tym zestawieniu czymś nowym. Rękawicę podjęto, ale jak udał się sparring?

„Pchła” opowiada historię seryjnego mordercy.  Porzucone przez niego miejsca zbrodni diametralnie się różnią, poza odnalezieniem starych, przedwojennych fotografii i łusek z karabinów, używanych przez Niemców podczas II wojny światowej. Przestępca wydaje się zorganizowany i skrupulatny, jednak na jego drodze staje zgrany zespół śledczych, któremu przewodniczy Komisarz Adam Lorenz. Jak poradzi sobie z tą skomplikowaną układanką bohater, którego wciąż dręczą własne demony?

Książka jest napisana w trzeciej osobie czasu przeszłego i w głównej mierze podążamy krokami śledztwa w oczach Pana Komisarza. Jednak w jego zespole pojawia się również piękna profilerka Iza, młody policjant o wiele mówiącej ksywce Brylant i postawny ślązak – Corsetti. Jest to drużyna, która pracuje ciężko, uzupełnia się i posiada charakter. Nie wiemy zbyt wiele o postaciach pobocznych, ale są one wyraziste, mają indywidualne cechy i własne zadania. Warto w tym miejscu wspomnieć, że posiadamy zarówno fragmenty narracji z punktu widzenia świra i przetrzymywanej ofiary, czekającej na śmierć. Taki smaczek, ale nieliczni autorzy potrafią go odpowiednio wykorzystać. Tutaj się poniekąd udało. Jednak żeby nie było tak do końca cukierkowo, to właśnie historia postaci przedstawia w sobie pierwszy zarzut, który muszę zaznaczyć.  Nasz poczciwy Komisarz, niestety jest kolejnym, skrzywdzonym przez los samotnikiem, który zasłania się pracą i profesjonalizmem, podczas gdy demony przeszłości kryją się w każdym cieniu. Bardzo to obrazowe, ale było już tyle razy, że staje się męczące. Czy proszenie o to, aby bohater choć raz mógł wracać do kochającej żony i dziecka, któremu czyta na dobranoc, jest nie do zrobienia?

„(…) wielokrotnie już się przekonał, że los był złośliwym skurczybykiem, który rozdawał ludziom karty wedle własnej fantazji, często pozbawionej jakiegokolwiek sensu. Potem pewnie dobrze się bawił, obserwując, jak pędraki się męczą, próbując udźwignąć cały bagaż, jaki przypadł im w udziale. Reklamacji nie uwzględniał. To oczywiste.”

Jeśli weźmiemy na wokandę szybkość akcji, to książka jest wyważona i czyta się naprawdę płynnie. Wydawało mi się przez chwilę, że zaraz otrzymam ograny zwrot akcji, ale poniekąd mile się zaskoczyłam. Śledztwo jest prowadzone spokojnie i metodycznie, skupione na faktach, poszlakach i poszukiwaniu powiązań, odsuwając makabryczne opisy i dokładną analizę rozkładających się szczątków. To mi się podobało, bo ostatnimi czasy panuje trend, że im bardziej krwawo, tym lepiej, a mam wrażenie, że pewna duszność i zapętlenie w desperacji i beznadziei, często wypada kryminałowi na korzyść bardziej niż tona wylanej posoki.

Podsumowując, kawał całkiem dobrej roboty i nie ukrywam, że po cichu liczę na jakąś kontynuację. Nawet pozwolę po raz kolejny wystrychnąć się na dudka. Dziś daję 7/10, żeby było miejsce na progres :)

Może polubisz też:

0 komentarze