„Siedmiopiętrowa góra” - biograficzną wędrówką ku poszukiwaniu wiary

środa, lipca 17, 2019


„Siedmiopiętrowa góra” została mi przedstawiona jako książka o poszukiwaniu wiary, własnego miejsca w świecie, pokazująca historię człowieka, którego życiowa ścieżka została uwieńczona wstąpieniem do zakonu trapistów.

„Ale jeśli ty jesteś w błędzie, czy to znaczy, że ja mam słuszność? 
Jeśli ty jesteś zły, czy to dowodzi, że ja jestem dobry?”

Thomas Merton to postać niesamowita. Z kart powieści wynurza się człowiek prawdziwy, do bólu szczery, otwarty na własne błędy i nie stroniący od samokrytyki. Powieść jest pisana w pierwszej osobie czasu przeszłego i przedstawia poniekąd biografię autora, opisującą jego życie od lat najmłodszych. Z początku poruszamy się pomiędzy krajami, szkołami i przeróżnymi ludźmi wraz z chłopcem, który nie ma nic wspólnego z wiarą. Podpatruje pewne wzorce religijne i przygląda się im z boku, jednak na dłuższą metę nie zajmuje go ani modlitwa ani potrzeba określonego wyznania. W pierwszej części książki widzimy jak kształtuje się ten człowiek i co popycha go ku konkretnym celom. Dopiero z czasem Thomas orientuje się, że być może jego doktorat, współtworzenie czasopisma, chadzanie wieczorami do pubów i drzemanie na podłodze, nie dają mu żadnej satysfakcji czy szczęścia. Jako człowiek o wszechstronnej wiedzy, spotykający różnych ludzi na swojej drodze, ma okazje zetknąć się z różnymi wyznaniami, prawosławiem, zborem kwakrów czy też chrześcijaństwem, które go z czasem mocno przyciąga. Cała ta podróż, niezdecydowanie, szukanie powołania, rozwija się od momentu chrztu świętego, którego dostąpił już jako dorosły człowiek. Nie bez znaczenia jest też utrata bliskich, która występuje często na jego życiowej ścieżce. To wahanie bohatera, wzbranianie się przed wiarą i powołaniem, było bardzo szczere i prostolinijne, przez co naprawdę przyjemnie poznawało się tą historię, właśnie historię człowieka inteligentnego, dobrodusznego, przepełnionego łaską obcowania z Bogiem.

„Przez dar wiary dotykasz Boga, wchodzisz w kontakt z samą Jego substancją i rzeczywistością, ale w pomroku – bo nic dosięgalnego, nic zrozumiałego dla naszych zmysłów i naszego rozumu nie może uchwycić Jego istoty takiej, jaką ona jest sama w sobie. Ale wiara przekracza wszystkie te granice i czyni to bez trudu, bo w niej samej Bóg się nam objawia i wszystko, czego od nas żąda, to pokora przyjęcia jego objawienia – i przyjęcia go na takich warunkach, na jakich On nam je daje.”

Myślę, że jest to książka dla dojrzałego czytelnika i wcale nie do końca chrześcijanina, bo każdy umysł otwarty na dobro i chęć niesienia pomocy innym, również znajdzie w niej jakieś własne przesłanie. Nie ukrywam, że język powieści jest często ciężki i nużący, a objętość dość znaczna (460 stron większego formatu i małej czcionki). Ponadto warto podkreślić, że występuje tu snucie opowieści, więc dialogi są właściwie nieistniejącym dodatkiem i cały czas mamy do czynienia z opisową narracją. Twarda oprawa, w przepięknej odsłonie, zdecydowanie dodaje uroku. Mimo wszystko polecam, bo lektura zdołała mnie przekonać i pozwolić na kontemplację własnego życia duchowego, co spodobałoby się zapewne autorowi. Ocena - 8/10

Może polubisz też:

0 komentarze