„Czwarty pokój” z humorem i paranormalną obecnością w tle

środa, maja 01, 2019


Kiedy otrzymałam możliwość objęcia patronatem medialnym książki Pani Moniki B. Janowskiej, miałam jedynie mgliste pojęcie o fabule, a autorki wcześniej nie znałam. Jednak w jakiś sposób poczułam, że ta historia mnie przyciąga, więc zgodziłam się bez wahania i w najmniejszym stopniu nie żałuję.

„Czwarty pokój” opowiada o Dobrawie Tulewicz, która przeprowadza się wraz z trójką synów i mężem, do mieszkania w przedwojennej kamienicy. Jakże wielkie jest zdziwienie naszej bohaterki, kiedy okazuje się, że w graciarni, określonej właśnie mianem czwartego pokoju, zamieszkuje zjawa, która od przeszło pięćdziesięciu lat próbuje rozwikłać zagadkę własnej śmierci i dalszych losów ukochanej kobiety. Dobrawa postanawia pomóc nieszczęsnemu duchowi, pomiędzy swoimi obowiązkami żony, matki i przyjaciółki.


Historia jest opowiadana w pierwszej osobie czasu przeszłego przez samą bohaterkę. Narracja jest lekka i nie skupia się całościowo na poszukiwaniu prawdy, przedwojennych wskazówek i dokumentów. Jest to oczywiście dobry smaczek, jednak bohaterka, jej przeszłość i obecne życie, grają chyba główne skrzypce, zaprezentowane przez autorkę w kierunku czytelnika. Dobrawa jest nietuzinkową postacią, nieobytą ze zdobyczami techniki, skupioną na zadowoleniu dzieci i męża, który jednak nie traktuje jej w odpowiedni sposób. Kobieta próbuje radzić sobie ze zgrzytami i ignoruje znaki rozpadu we własnym małżeństwie, brnąć do przodu i próbując stawiać czoła problemom i radościom.

„Mogłam sobie łamać głowę, obgryzać paznokcie i włosy wyrywać garściami. Chociaż włosów mi trochę szkoda, bo naturalny blond i nawet gęste…”

Książka jest wielowątkowa, mimo, że początkowo się tego nie spodziewałam. Pod koniec dowiadujemy się bardzo wielu rzeczy, niektóre pozostawiają niesmak i gorycz, jednak dają też pełny obraz człowieka. Nie każdy bowiem jest przepełniony prostotą i dobrem, a należy również wypatrywać zła i zepsucia, które powodowane zazdrością i własnym zyskiem, kiełkuje w sercach niektórych ludzi.

„Czyli może jednak jest na górze ktoś, kto wyrównuje nam straty w życiu, a cierpienia osładza radością? Może nie zawsze się spieszy, ale ostatecznie ratuje przed szaleństwem i beznadzieją.”

Całość czyta się lekko, między innymi poprzez pewne życiowe ‘nieogarnięcie’ bohaterki, której ciągle przydarzają się jakieś śmieszne potknięcia. Chociażby tytuł pierwszego rozdziału „Wejście z gołym pośladkiem”, może wam nasunąć pewne skojarzenia. Całość to lekka lektura, która jednak posiada pewne przesłanie. Nigdy nie należy zapominać o swojej wartości, szukać szczęścia i nawet w prostych zbiegach okoliczności i gestach, szukać własnej szansy na lepszą przyszłość. Polecam serdecznie i trochę na wyrost, ale dam 8/10 :)

Może polubisz też:

0 komentarze