­

„Jedyne wyjście” rasowym i jakże prawdziwym przedstawieniem współczesnej policji

wtorek, czerwca 02, 2020



        W ostatnim czasie kryminały i thrillery to książki po które sięgam najczęściej. Zagadka, krew, adrenalina czy zbrodnia to tematy o których czyta się dynamicznie i które pozwalają na chwilę wyrwać się z codziennej monotonii. Nie uczestniczyłam nigdy w porwaniu, napadzie na bank czy innej tego typu strzelaninie, więc od książki Ryszarda Ćwirleja „Jedyne Wyjście”, oczekiwałam odpowiedniej dawki emocji w opcji stonowanej.

        Aneta Nowak to młoda posterunkowa, która wracając na motorze do domu, postanawia wstąpić na hot-doga na pobliską stację benzynową. Rudowłosa nie ma pojęcia, że przypadkowe połączenie faktów dotyczących zakupionej przez chłopaka z okolicy karty sim, przybliży ją do rozwiązania zagadki porwania. Jednak to nie jedyna sprawa z którą będzie się musiała zmierzyć Aneta. Mąż jej koleżanki wydzwania twierdząc, że Karolina zniknęła, pozostawiając swojego małego synka, a policjantce nie chce się wierzyć, że młoda mama mogłaby zrobić coś takiego.

„- Tak jest. No, szczerze powiedziawszy, to nic tam jeszcze nie widać – poparł szefa Walczak. Zawsze zgadzał się z szefem, nawet kiedy się z nim nie zgadzał, i dlatego był tak dobrym zastępcą, bo wiadomo nie od dziś, że władza powinna być monolitem i prezentować zawsze jedność poglądów.”

        Autor stosuje narrację w trzeciej osobie czasu przeszłego. Książka jest podzielona na rozdziały, które przeskakują pomiędzy różnymi bohaterami i mam wrażenie, że zarówno policja jak i przestępcy czy nawet postacie dosłownie przez chwile konieczne dla zaistnienia fabuły, dostają odpowiednią ilość czasu antenowego, przez co obserwujemy taką lekkość i swojskość tworzenia opisów i akcji. Mamy bogatego biznesmena, prostego faceta kradnącego drzewo, a po drugiej stronie inteligentną policjantkę, która lubi swoją pracę i krytycznie ocenia swoje środowisko. Często przerysowany wygląd bohaterów i ich interakcje z otoczeniem, pozwalają lepiej ich poznać, wyobrazić sobie i przybliżyć. W to wszystko wplata się humor słowny i sytuacyjny, w którym często nie brakuje kanonady przekleństw, jeśli rozmawiają ze sobą „karki” wprost z siłowni czy komizmu sytuacyjnego w wykonaniu młodego policjanta, który w szoku po pierwszej większej akcji zostaje wykiwany i traci broń na rzecz zabójcy. Nawiązania do starych, dobrych czasów MO, również nie zabrakło.

„(…) ze zdziwieniem zauważył w jej oczach zimny blask zdecydowania. Ona była jednak gotowa go rozwalić. Nie docenił jej. Ciekawe, czy ona to wiedziała? Czy wiedziała, że ma w sobie ten morderczy chłód, który posiadają tylko najbardziej bezwzględni ludzie. On go miał, ale skąd to się wzięło u niej?”

        Książka jest gruba, bo ma ponad 500 stron, ale w żadnym wypadku się nie dłuży i akcja wciąga. Właściwie przez cały czas coś się dzieje i kiedy już musiałam ją odkładać, robiłam to z ogromnym żalem i naciąganiem rzeczywistości z rodzaju „jeszcze kilka stron”. Fakt, że mamy do czynienia z kilkoma wątkami, które się przeplatają, jest ogromnym plusem i te wstawki z chatu, na którym może czyhać na ciebie morderca, wywoływały lekki dreszczyk niepokoju. Pomiędzy bohaterami istnieje wiele zależności i niedokończonych spraw, które rozwijają się z czasem, ukazując nam pełen obraz ludzkich zachowań i motywacji. Moje pierwsze spotkanie z autorem niesamowicie udane i z pewnością sięgnę po kolejne tomy. Kochani, serdecznie polecam i wystawiam 9/10 co zdarza mi się niezmiernie rzadko.

Może polubisz też:

0 komentarze