Co czytałam w czerwcu 2018 czyli polskie satyryczki i PRL-owskie studium zbrodni i kary
środa, lipca 04, 2018
Oprócz recenzji do książek, które dodaję na bieżąco, zdarza mi się wykonać podsumowanie miesiąca i wspomnieć o tytułach, które mogę Wam polecić, a które nie doczekały się własnej notki. Niestety dla mnie, ostatnie miesiące były mocno nierówne i raz z zapartym tchem czytałam daną książkę, a innym razem wynudziłam się, albo załamałam brakiem spójności, w danej pozycji. Z tego też względu, dziś wspomnę jedynie o dwóch książkach, pomijając te ocenione na 3/10, bo uważam, że nie ma sensu zapełnić strony recenzjami, które sprawią, że będziecie omijali te powieści szerokim łukiem, a warto skupić się na tych, które teraz zaraz, należałoby ściągnąć z półki (zarówno bibliotecznej czy księgarnianej).
"Nienachalna z urody" Maria Czubaszek
Pani Maria, zmarła 12 maja 2016 i kilka dni później, ukazała się swoistego rodzaju biografia, którą samodzielnie napisała, o tytule "Nienachalna z urody". Już sam tytuł niewątpliwie wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Zawsze uważałam, że Pani Maria Czubaszek jest kobietą odważną, która nie boi się wypowiadać na głos swoich opinii. Poza wszystkim była to również osoba o wspaniałym poczuciu humoru, która w dodatku kopciła jak smok.
Książka podzielona na rozdziały, czasem mówi o wspomnieniach z pracy w radiu, czasem przedstawia fragmenty twórczości, chociażby najciekawsze wpisy z bloga Pani Marii, a czasem mówi o ludziach poznanych w życiu. Znajdziemy też fragmenty opinii Pani Marii na przeróżne tematy, również polityczne. Jednak mimo, że nie zgadzałam się ze wszystkim, Pani Maria mam wrażenie, nigdy na siłę, nie stara się przedstawiać swoich racji i przekonywać do nich czytelnika. Wydaje mi się, że przemyślenia i argumenty są dokładnie tym na co wyglądają, a nie twardym, niezmiennym stanowiskiem. Dowiemy się z tej książki nieco o mężu Pani Marii, o tym jak usunęła dwie ciąże, jak została przez to oceniona, oraz jak reagowali na nią przyjaciele.
Naprawdę dobrze mi się czytało i polecam wszystkim, nawet jeśli tylko po to, żeby przemyśleć pewne trudne tematy, które zarysowuje ta książka i może wejść w polemikę z autorką. Pokusiłam się o wystawienie oceny 7/10, a poniższy fragment wstawiam dla zachęty:
"Skutecznie opanowuję tylko te umiejętności, które przychodzą mi z łatwością. Dlatego z techniką, niestety, jestem zazwyczaj na bakier. Nawet banalne czajniki, które miały gwizdki, spaliłam. Zazwyczaj dlatego, że gwizdek wypadał. Sądziłam, że garnków do gotowania na parze, nie da się spalić, bo przecież w środku jest woda. Myliłam się."
"Fatalny turnus" Jan Melerski
Fakt, że Pan Jan Melerski, autor "Fatalnego Turnusu", jest dojrzałym człowiekiem, urodzonym w roku 1940, zmienił moje ostateczne spojrzenie na książkę.
Akcja powieści dzieje się w małej miejscowości, podczas turnusu wypoczynkowego, a realia to raczej późna komuna. Dojazd busem na miejsce, wódeczka, domki dla wczasowiczów i wieczorki taneczne, to otoczka naszej historii. Pierwszym z serii niefortunnych wypadków, jest znalezienie ciała kobiety, ukrytego pod łodzią rybacką. Potem akcja powoli ukazuje Nam wszystkie zawiłości podejrzanych, przy ogólnej nieudolności bezimiennych śledczych. Mamy szefową restauracji, jej dwie kelnerki, męża poszkodowanej i kilka innych osób, ale w moim odczuciu, nie wchodzimy zbyt głęboko w te postaci, a jedynie w ich powierzchowne motywacje.
Nie ukrywam, że narracja męczyła mnie od samego początku. Sądziłam, że mamy do czynienia z kryminałem w stylu Agathy Christie, gdzie będziemy poszukiwali odpowiedzi, jednak brak zagadki i jasne określenie sprawców, sprawia raczej, że mamy do czynienia ze swoistym studium zbrodni, kary i spojrzenia na zawiłości sumienia. Autor używa wysublimowanego słownictwa, a dialogi pomiędzy małżonkami są tak sztuczne, że całkowicie pozbawione realizmu i nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie przytoczyła:
"- Czepiasz się słów, bo nie masz argumentów, a to, co przytaczasz, brzmi trochę inaczej. Musimy też zrobić zakupy.
- Jak zwykle pokrętnie tłumaczysz swoje racje, a przecież chodzi o to, że jeśli coś sprzedają, to nie możesz pominąć okazji, żeby nie kupić.
- Chcesz mi zarzucić rozrzutność? A kto tu zarabia?
- Dobrze, niech ci będzie: ja pracuję, a ty zarabiasz. Taka to sprawiedliwość.
- Co znów wymyśliłeś? Jak sobie kto wybrał, tak teraz ma.
- Ale chyba rozumiesz, że dzięki mojemu wyborowi ty możesz dostać takie pieniądze. Ja tworze budżet, a ty z niego korzystasz."
Brak jakiejkolwiek czułości między małżonkami, których relacja miała być chyba przedstawieniem małżeństwa idealnego, bo dwóch osób o przeciwstawnych opiniach, na każdy temat. Ja tego mimo wszystko nie kupiłam, bo chyba wolę prostotę słów i dialogów. Powyższy fragment miał również za zadanie pokazać manierę, za którą nie przepadam. Pisanie dialogów od kreseczek, bez żadnego komentarza, nie pokazujące Nam, jak reagują postaci i co czują, jest dla mnie chyba zbyt puste i mało znaczące.
Myślę, że tą książkę, będą w stanie docenić osoby dojrzalsze (zdecydowanie bardziej niż ja), pamiętające czasy, w których akcja się w istocie toczy i które w małżeństwie widzą większą głębię, popartą wieloletnim doświadczeniem. Ponadto język był zdecydowanie zbyt 'bogaty' jak na moje 'prowincjonalne' gusta. Dałam gwiazdkę więcej z ostateczną oceną 6/10, za nawiązanie do mojej kochanej Łodzi, ale czy czytać czy nie, decyzję musicie podjąć już sami :)
0 komentarze